A już były w ogródku…

W podłych nastrojach wróciły z Nowego Sącza siatkarki drugoligowej Tomasovii. Miejscowy Poprad pokonał niebiesko-białe 3:2, choć podopieczne Stanisława Kaniewskiego miały już rywalki na widelcu

Tomaszowianki od pierwszej piłki nie prezentowały dobrej siatkówki, a mimo tego powinny przywieźć do domu trzy punkty. W czwartej partii gospodynie przegrywały już 15:21, więc do szczęścia rzeczywiście daleko nie było. Tyle tylko, że w tym momencie na parkiecie zaczęły się dziać dziwne rzeczy.

– Nie chciałbym zbytnio usprawiedliwiać swojej drużyny, bo przegraliśmy wygrany mecz i taka jest prawda. Warto jednak naświetlić pewne okoliczności. Kilka zawodniczek zgłosiło mi przed meczem niedyspozycję zdrowotną. Wyglądało to na jakieś zatrucie, ale grać trzeba było. I walczyliśmy, a gdy w czwartym secie do końca brakowało nam raptem czterech piłek, coś się zacięło. Może dziewczyny myślami były już w szatni? W każdym razie Poprad zdołał odwrócić losy meczu, a w tie-breaku go wygrać i o to mam największy żal. Taka porażka bardzo boli, bo przegraliśmy z zespołem, który nie był od nas lepszy. Inna kwestia to sędziowanie. Pani z gwizdkiem dopatrywała się po naszej stronie podwójnych odbić, a piłek rzuconych u rywalek nie widziała. Po raz pierwszy, odkąd jestem trenerem, odgwizdano nam też błąd ośmiu sekund przy zagrywce. Oczywiście urojony błąd. Ta sytuacja też miała wpływ na końcowy wynik, choć podkreślam, że sami jesteśmy sobie winni – skomentował spotkanie trener Stanisław Kaniewski.

W następnej kolejce 9 listopada (sobota) o 18.00 Tomasovia zagra u siebie z Wisłą Kraków.

Poprad Nowy Sącz – Tomasovia 3:2 (20:25, 25:23, 23:25, 25:23, 15:11)

Tomasovia: Patrycja Kaniewska, Wioletta Świerkosz, Marta Chwała, Maja Orzyłowska, Gabriela Kostur, Diana Romaszko-Piwko, Aleksandra Tabaczuk (libero) oraz Justyna Tyska, Natalia Machniewicz, Martyna Sielewicz.

Źródło: Kronika Tygodnia (tomt)